Przyleciałem do Oslo w nocy,
zostałem odwieziony do pustego jeszcze mieszkania Szpary i Myszki, którzy płyną
promem i po emocjach trwających przez ostatnie dwa tygodnie wreszcie poczułem
spokój.
Jestem
Wam winien wyjaśnienia. Po wizycie w Oslo w styczniu już w samolocie zapadła decyzja,
że wszyscy chcemy tu mieszkać. W lutym rozpoczęliśmy kurs norweskiego i przez
ostatnie pół roku wszystko kręciło się wokół wyjazdu. Żadnych urlopów i
przyjemności, nawet zakupy w H&M musiały zostać zawieszone (na szczęście
moja karta zniżkowa tutaj też działa). Wypowiedzenia wynajmowanych mieszkań,
pracy i zawalenie piwnic i garażów rodziców telewizorami, rowerami i wszelkim dobrem,
które nie da się zabrać w pierwszym rzucie.
Nauka
norweskiego była dość interesująca ze względu na nauczyciela. Pan, który podjął
się zadania nauczenia nas języka jest jego pasjonatem i bardzo drażni go
fałszywa wymowa. Ja nie umiem mówić po niemiecku, co byłoby bardzo przydatne,
więc czasami krzyczał. Siedziałem w ławce ze Szparą:
-
Proszę zapytać sąsiadki jak ma na imię?
(pisze fonetycznie)
-
Wa hieter du?
-
Jak?!!!
-
Wa hieter diu.
-
Dobrze, jeszcze raz
-
Wa hieter du.
W tym
momencie facet odkłada książkę i biegnie między ławkami w naszą stronę. Wyprostowałem
się i spotkałem spojrzeniem z przerażoną Szparą.
-
Przypierdoli ci.
-
Zaraz się zesram.
Stał
mi już nad głową.
-
Panie Jakubie raz jeszcze proszę.
-
Wa hieter diuuu.
-
Bardzo ładnie. Jak pan jeszcze raz powie „du” to wyjdę
do łazienki (w norweskim „du” to ubikacja)
To jest
niewiarygodne. Mam trzydzieści trzy lata, płace za ten kurs kupę forsy a bałem się
jak przed maturą w szkole średniej. Były też inne atrakcje. Na pierwszych
zajęciach pojawiło się sporo atrakcyjnych osób, więc olałem rozmowę ze Szparą i
zacząłem poznawać ludzi. Nie podobało jej się to.
-
Kuba, wpadniesz do mnie po zajęciach na kieliszek wina?
Byłem
spalony.
-
Dlaczego zawsze mi to robisz?
-
Co?
-
Jak widzisz, że ktoś mi się podoba, to mówisz coś głupiego?
-
A co ja powiedziałam?
-
Kieliszek wina, serio?
-
Dobrze twardzielu, następnym razem zaproszę cię na szklankę spirytusu.
Przyszła
na kolejne zajęcia. Odczekała aż zacznę z kimś gadać i rzuciła przede mną różowy
zeszyt cały w brokacie.
-
Kuba, masz ten zeszyt do słówek, o który prosiłeś.
Do końca
kursu siedzieliśmy razem.
Przygotowania do wyjazdu i podróż też były bogate w wydarzenia,
ale o tym później Wam opowiem, bo jutro idę do pracy. Nie zacząłem jeszcze
stałej, więc kolega, który jest tu już bardzo długo zadzwonił dziś rano.
-
Kuba chcesz pracę na dwa dni?
-
Pewnie.
-
Jeszcze nie wiesz, jaką.
-
Jak nie jest to kierowanie bankiem światowym po norwesku to biorę. Nudzę się w
domu.
-
Starsza pani potrzebuje pomocy przy przeprowadzce, ale żaden z moich
pracowników nie mówi po angielsku a ona chce pogadać.
-
Chcę bardzo. Lubię gadać.
-
To idź do niej popołudniu, to dwie kamienice za tobą.
Bardzo
miła starsza pani podobnie jak ja chyba dawno nie miała przyjemności władania
tym językiem, więc się wspomagaliśmy. Miałem już plus na wejściu, bo jej trzy
psy bardzo mnie polubiły i mam na imię Kuba, co ją śmieszy.
-
Pokaże panu, co należy przenieść.
-
Bardzo proszę.
-
Wszystko z tego pokoju i tego drugiego.
-
Ależ ta kanapa jest ogromna.
-
Wiem, trzeba ją chyba będzie…
-
…
Zapomnieliśmy jak
to powiedzieć i wzniosłem się na wyżyny umiejętności lingwistycznych.
-
Rozseparować!
-
Otóż to. Widzimy się jutro.
-
Do zobaczenia.
Tak,
więc kochani, uczcie się języków i koniecznie uzyskajcie tytuł magistra w
jakiejś prestiżowej uczelni państwowej. Będziecie mogli nosić kartony w
Norwegii.
Jestem szczęśliwy. Wracając ze spotkania poszedłem
poczytać książkę nad morzem.